„Nasz bieg z przeszkodami” i „Ukoić siebie, czyli jak oswoić lęk i traumę” Ewy Woydyłło, „W stronę Pysznej” Stanisława Zielińskiego i „Sycylia” Grzegorza Musiała, „Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką” Zofii Turowskiej i „Zapomniane niedziele” Valerie Perrin oraz wywiady przeprowadzone przez Michała Nogasia pt. „Z niejednej półki”.
Gdy podnoszę wzrok znak komputera i spoglądam za okno, widzę leszczyny o przebarwiających się liściach, za nimi dorodnego, złocistego klona, a za klonem stare, poczciwe sosny, wierne towarzyszki ostatnich trzydziestu paru lat mojego życia.
Orzechy, które jeszcze niedawno obiecująco kołysały się na kilku leszczynowych gałązkach, pożarły wiewiórki. Machnęłam ręką. Kiedyś heroicznie walczyłam z nimi, ale to była walka z wiatrakami. I tak były szybsze i zręczniejsze. No trudno. W sumie wyglądają całkiem uroczo, gdy tak sobie radośnie skaczą po moich leszczynkach. Czyżbym nareszcie trochę dojrzała?
Może uda mi się przynajmniej znaleźć jeszcze kilka prawdziwków, bo jak się okazało, w tym roku jest ich całkiem sporo. Co prawda media trąbią o niezwykłym wysypie żołędzi i spekulują, co to może oznaczać. Ostrą zimę, podczas której zamarzniemy na amen, czy może lekką, po której wystrzelą dorodne dębiny? Koniec świata, czy jego odrodzenie? Nie będę się nad tym zastanawiać, przecież dobrze wiem, że tak się dzieje co kilka lat i to jest zupełnie naturalne zjawisko przyrodnicze, do którego nie trzeba dorabiać żadnej teorii.
Chciałam już przejść do opisania książek, ale uświadomiłam sobie, że jeszcze dostatecznie nie wyraziłam mojego zachwytu nad światem. Zachwyt trwa bezustannie, ale jesienią staje się niezwykle intensywny, jak kolory liści, ostatnich jesiennych kwiatów, nieba i wody. Zwłaszcza w takie dni, gdy powietrze nabiera niezwykłej przejrzystości i sprawia, że te jesienne barwy stają się tak mocne, jak gdyby świeciły. Cudna jest ta gra kolorów i światła. Dlatego namiętnie ostatnio fotografowałam begonie, pelargonie, róże, krople rosy na ich płatkach i promienie słońca, które się w tych drobinkach wody przeglądały. Może to jest to światło, do którego wzdychają malarze i o którym opowiadał Mieczysław Ziomek podczas jednego z naszych bibliotecznych wernisaży? Światło, którego szukał we Włoszech, najczęściej o świcie lub tuż przed zachodem słońca? Być może. Myślę sobie, że będzie coraz piękniej!
A teraz – hop, do książek!
Szukam szczęścia, jak chyba każdy z nas. W tych poszukiwaniach, w daremnej pogoni za potrzebą zrozumienia świata i ludzi, dałam się poprowadzić Ewie Woydyłło. Szczęśliwie nasza biblioteka jest w miarę dobrze zaopatrzona w jej książki, a trzeba przyznać, że dorobek naukowy, a przy okazji literacki ich autorki jest ogromny. Książki poruszają najczulsze struny ludzkiej natury, mówią właściwie o wszystkim, co ważne i to w tak klarowny sposób, że czytając kiwamy głową i myślimy: no oczywiście! Zaraz to udokumentuję, chociaż trochę przekornie. Otóż w książce o sposobach na ukojenie traumy znalazłam niesamowitą refleksję na temat pamięci. A jakże. Nie byłabym sobą, gdybym spokojnie skoncentrowała się na temacie głównym, czyli traumie, a nie skakała jak rozbrykany kucyk po wątkach pobocznych. Tyle, że ludzka pamięć jest tak intrygująca, że bezustannie mnie zaciekawia. Kiedyś w bibliotece dyskutowaliśmy na temat „Ucha igielnego” Wiesława Myśliwskiego. Jest w tej książce scena, gdy trzej wiekowi przyjaciele wspominają pewne wydarzenie z młodości i każdy widzi je inaczej. No i proszę, nagle mam naukowe wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje:
„Badania niemieckiej psycholog Aileen Oebers nad pamięcią wskazują na ciekawą prawidłowość – nasze wspomnienia nie są zapisywane i przechowywane w niezmienionej formie. Kiedy otwierasz szufladę swoich wspomnień, za każdym razem wyjmujesz trochę inną zawartość. Coś wchodzi do naszego umysłu, ale potem zmienia się, gdy po to sięgamy. Nasza aktualna dyspozycja, stan emocjonalny wpływają na to, w jaki sposób pamiętamy naszą przeszłość. Gdy wspominamy jakieś zdarzenie, obecny moment zabarwia nasze wspomnienie. W ten sposób zmieniamy neuronalny zapis wspomnienia, które nie jest z kamienia, a raczej z plastycznego wosku. Nasza pamięć modyfikuje wspomnienia. Zawsze wspominam coś w kontekście. Na przykład myślę sobie: „Moje życie było bardzo szczęśliwe i dzisiaj też mam ładne życie. Kiedy myślę o dzieciństwie, to może raz nie dostałam prezentu na gwiazdkę, ale już tego nie pamiętam”. Zdarza nam się mówić, że przeszłość warunkuje naszą przyszłość, ale również przyszłość warunkuje przeszłość”.
Ewa Woydyłło „Ukoić siebie, czyli jak oswoić lęk i traumę”.
A swoją drogą w szkołach przydałyby się zajęcia z oswajania świata, ludzi i traum.
Zaciekawiły mnie także dwie książki opowiadające o bliskich memu sercu zakątkach Polski, a nawet świata. No proszę. Nie będę tutaj kreować się na wielką podróżniczkę, bo nią nie jestem, ale miejsca, które odwiedzam namiętnie „obczytuję”. Tak się stało z Tatrami, które zauroczyły mnie w młodości i sprawiły, że koniecznie chciałam dowiedzieć się, kto je odkrył, kto wytyczył pierwsze trasy, a zwłaszcza Orlą Perć, kiedy powstało Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, jakie były okoliczności śmierci Mieczysława Karłowicza, kim był Sabała, Bartuś Obrochta, ksiądz Stolarczyk, kto umieścił figurkę Matki Boskiej na Zawracie itp. itd. Książka, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie to „Księga Tatr” Jalu Kurka, a potem „Księga Tatr wtóra.” Od niej się wszystko zaczęło. Literatury tatrzańskiej jest taki ogrom, że można zaspokoić najbardziej wyrafinowane potrzeby poznawcze. Niedawno, przechodząc koło Kącika Czytadeł w Wolnym Dostępie, w ręce wpadła mi książka Stanisława Zielińskiego pt. „W stronę Pysznej”. Jedna z wielu, w której pojawia się Klimek Bachleda, Mariusz Zaruski, Józef Oppenheim i wiele innych kluczowych dla rozwoju turystyki górskiej postaci. Starzy, dobrzy znajomi ze świata, który zbudowałam w sobie dzięki fascynacji górami i literaturze. No i są też w niej Tatry, wyprawy wspinaczkowe, zbłąkani turyści we mgle i pierwsze akcje Pogotowia. Pierwsze wydanie ukazało się w 1961 r., a więc treść dotyczy lat przedwojennych i okresu krótko po wojnie. Lektura dla tatromaniaków.
Druga książka to „Dziennik włoski. Sycylia” Grzegorza Musiała. Jeśli ktoś czyta moje leśne opowieści, to bydgoskiego lekarza okulistę - Grzegorza Musiała już zna, jako autora dwóch tomów biografii Tamary Łempickiej. „Dziennik włoski” powstał wcześniej. Opowieść o Sycylii przeczytałam, żeby jeszcze raz zanurzyć się w klimacie tej uroczej wyspy i powrócić na sekundę do tego zachwytu, który we mnie wzbudziła. No cóż…
Dla oderwania się od prozy życia polecam „Zapomniane niedziele” Valerie Perrin. Super powieść, którą połyka się jednym tchem. Leciutka jak piórko, choć porusza trudne tematy, ale czyta się ją ekspresowo.
Ostatnio obejrzałam serial o Agnieszce Osieckiej. Wydał mi się na tyle ciekawy, że sięgnęłam po biografię pt. „Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką” Zofii Turowskiej. Gorąco polecam!
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie także wywiady Michała Nogasia. Książka nosi tytuł „Z niejednej półki" i zawiera wypowiedzi współczesnych, znanych i nagradzanych pisarzy na temat kondycji świata i natury ludzkiej. Najbardziej zaintrygowały mnie opowieści o tym, w jaki sposób kreują oni swoich bohaterów, skąd czerpią tematy, czym jest dla nich proces twórczy. Na przykład hiszpański pisarz Javier Marias pisze po to, „by lepiej zrozumieć siebie i własne postrzeganie rzeczywistości”. Jak wielu z nas nieustająco szuka „odpowiedzi na to samo pytanie – jak skonstruowany jest świat i co z tego wynika dla zamieszkujących go ludzi”. Twierdzi, że: „Każda kolejna książka bierze się z myślenia o tym, co widzę za oknem, o czym czytam w prasie, czemu się przyglądam. A jednak, gdy siadam przy maszynie, dzieje się ze mną coś zadziwiającego. Myśli trafiają na inne tory, nagle dostrzegam rzeczy, które nie przyszły mi do głowy, gdy zaledwie parę minut wcześniej siedziałem na kanapie i paliłem papierosa.” Jak widać nie tylko ja obserwuję świat za oknem i nie tylko ja przekuwam to na… Literaturę? No ok. Pisanie leśnych opowieści z mchu i paproci. …
I jeszcze jeden fragmencik: „Pisanie to dla mnie pomysł na to, żeby przeżyć życie jak człowiek, a nie jak walizka, mebel czy kawałek mięsa. Żeby go nie zmarnować”.
Bardzo mi się te wywiady spodobały. No i ta ostatnia refleksja na temat pisania.
Komentarze
Prześlij komentarz