Przejdź do głównej zawartości

Prześwity - 2. "Nieprzejednane zwierzęta"


 Nieprzejednane zwierzęta

Tam gdzie karmią się nieprzejednane zwierzęta, tam gdzie nie ma widoków zbyt zajętych, aby na nie patrzeć, z dzikością i ostrością kubistycznych zakrzywień, tam właśnie pozostaje jedna jedyna znajomość rzeczy, która ustawia się przelotnie, jak odsączone przez pryzmat światła, oddalona woda, połyskująca na krawędziach załamania, pod słońcem, które nie może przestać rozchodzić się we własnym ogniu termonuklearnych przecięć, które nieustannie domagały się własnego rozsuwania, przedmiotów w tym pokoju, zbyt małym aby pomieścić całe to stworzenie, całe szafy, szuflady, manekiny, książki, pianina, rozdarte obrazy, połamane ramy, kanapy z wystającymi kośćmi sprężyn, cały ten zamglony kurz osiadły na wieki, niczym wspomnienie naskórka, rozpylone nie wiadomo przez kogo, zatraconego w tym rozległym korytarzu, który wciąż nie ustawał, którego krańcowość pozostała niedomknięta, na wpół otwarta, tak, że przez drzwi przechodził blady promień zapalonego światła, które ustanawiało dziwne wzorce na podłodze, wzorce zbyt dobrze znajome, prawie jak w domu, gdy za zasłoną ścian wyrastały stopniowo głosy nieprzejednanych zwierząt, które jeszcze nie były podobne do nas, które jeszcze zachowywały swoją obojętność.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dyskusyjny Klub Książki w Bibliotece UKW - 3. „Wrony” Petry Dvorakowej

„(…) Wrona nie czuje strachu. Wrona nie czuje radości (…) Za szybą dziewczynie na białej poduszce płoną policzki (…) ”.

Prześwity - 3. "Poetka"

Poetka Na jej twarzy rozchodził się wyraz ciągłego zaskoczenia, nieistniejącego otwarcia, niczym oczy jarzące się w zachwycie, niemogące objąć zachodzącej na niej rzeczywistości. Mimo wszystko miała mocno ściągnięte usta, które lekko falowały u nasady wgryzając się w wyraz gorzkiego posmaku. Mimo wszystko szła dalej, zlepiona zupełnie ze swoimi myślami, z których nie mogła się wykraść, wydobyć na kruchość ciszy. Wszystko w zakłopotaniu ścigało siebie, z jednej strony w drugą, wciąż idąc naprzeciw siebie. Myślała ulicą, która rozchodziła się wiernie w formacjach konturów, linii, krzywizn oraz pod postacią znanych jej już figur. Spieszyła się, jej ciężki chód, odbijający się od powierzchni kozaków, głośno rozbijał się, tworząc rozbudzone minigrzmoty, które odbijały się echem w matowym, zimnym powietrzu.

Z półki leśnej Bibliotekarki - 25. „Ja, Tamara” i „Tamara, siostra wulkanu” oraz „Jak we śnie…”

  Grzegorz Musiał: „Ja, Tamara” i „Tamara, siostra wulkanu” oraz Grzegorz Kalinowski: „Jak we śnie…” Ależ cudnie zrobiło się na świecie!