Tam gdzie karmią się nieprzejednane zwierzęta, tam gdzie nie ma widoków zbyt zajętych, aby na nie patrzeć, z dzikością i ostrością kubistycznych zakrzywień, tam właśnie pozostaje jedna jedyna znajomość rzeczy, która ustawia się przelotnie, jak odsączone przez pryzmat światła, oddalona woda, połyskująca na krawędziach załamania, pod słońcem, które nie może przestać rozchodzić się we własnym ogniu termonuklearnych przecięć, które nieustannie domagały się własnego rozsuwania, przedmiotów w tym pokoju, zbyt małym aby pomieścić całe to stworzenie, całe szafy, szuflady, manekiny, książki, pianina, rozdarte obrazy, połamane ramy, kanapy z wystającymi kośćmi sprężyn, cały ten zamglony kurz osiadły na wieki, niczym wspomnienie naskórka, rozpylone nie wiadomo przez kogo, zatraconego w tym rozległym korytarzu, który wciąż nie ustawał, którego krańcowość pozostała niedomknięta, na wpół otwarta, tak, że przez drzwi przechodził blady promień zapalonego światła, które ustanawiało dziwne wzorce na podłodze, wzorce zbyt dobrze znajome, prawie jak w domu, gdy za zasłoną ścian wyrastały stopniowo głosy nieprzejednanych zwierząt, które jeszcze nie były podobne do nas, które jeszcze zachowywały swoją obojętność.
Nieprzejednane zwierzęta
Komentarze
Prześlij komentarz