Przejdź do głównej zawartości

Z półki leśnej Bibliotekarki - 28. Anthony Doerr „Światło, którego nie widać” i „Biała Elegia” Han Kang



Anthony Doerr „Światło, którego nie widać” i „Biała Elegia” Han Kang

Lasy okalające Bydgoszcz od strony południowej to Puszcza Bydgoska. Bardzo podoba mi się nazwa, bo kojarzy się z pradawnym borem, przepastnym, dzikim i tajemniczym, choć tak naprawdę niewiele ma dziś z nim wspólnego. Jej skład gatunkowy jest dość ubogi. Występuje tu głównie sosna zwyczajna z domieszką brzozy, dębu, buka, grabu i in. To tzw. bór sosnowy świeży. Rośnie na terenie pofałdowanym, wydmowym, na suchym podłożu. Zasoby wodne Puszczy są dość skromne. Jednakże, tak jak w ciemnym tunelu czasami pojawia się światło, tak i w naszej poczciwej Puszczy znajdują się… Źródliska! I tam pojechaliśmy wczoraj na wycieczkę. To miejsce niezwykłe i warto je zobaczyć, zwłaszcza, że jego istnienie jest zagrożone i w obecnej formie prawdopodobnie nie przetrwa. Zostanie po nim tylko delikatne jak poranna mgiełka, drżące, zielone, leśne wspomnienie…
 

Źródliska znajdują się koło wioski Rudy, położonej tuż przy szosie Bydgoszcz – Toruń. Sama wioska nie jest zbyt atrakcyjna, na uwagę zasługuje jednak budynek starego dworu, przebudowany w 1924 r. i resztki zabytkowego młyna. Oprócz nich stoi tam kilka skromnych chatynek, których mieszkańcy na pewno nie zainstalują sobie fotowoltaiki… Przynajmniej tak stwierdził Marek, świadomy wagi i znaczenia odnawialnych źródeł energii. Nieopodal Rud leśnicy wytyczyli ścieżkę przyrodniczą „Ku źródliskom”. Dzięki niej każdy może pogłębić swoją wiedzę na temat występujących tu gatunków roślin i zwierząt, a także procesów geologicznych sprzyjających powstaniu cieków wodnych. Miejsce jest urocze i niezwykle malownicze. Tworzą je trzy śródleśne jeziorka, połączone strugą. Wczoraj zwróciłam uwagę na to, że woda w jednym z nich ma kolor szmaragdowy. Dzień był dość pochmurny, kto wie, jakie barwy dominują, gdy prześwietlają ją promienie słońca lub gdy dookoła wszystko się zieleni? Może wówczas woda jest srebrno-zielona? Może niebieska, jak niebo? Musimy to koniecznie sprawdzić, póki jest jeszcze czas… I są źródliska.


 
Urzekły mnie stare, ogromne, poczciwe sosny, których spore skupisko znajduje się w północnej części tego malutkiego raju na ziemi. W naszym lesie takich nie ma, więc zwróciłam na nie szczególną uwagę. Cudnie dotknąć chropowatej kory takiego drzewa i wyobrazić sobie, ile musiało widzieć przez całe swoje długie życie. Zauważyłam także pierwsze zwiastuny wiosny, a mianowicie kwitnące kwiatostany (męskie) leszczyn, czyli te takie długie, żółte, pylące kotki. Dziewczyny jeszcze nie wyściubiły nosa na zewnątrz. Ich kwiaty są niepozorne, czerwone, takie jakby wychodzące z pączków frędzelki.

Podczas wędrówki odniosłam wrażenie, jakby ptaki śpiewały już ciut głośniej. Chyba powoli zaczyna się ta cała wiosenna ptasia wrzawa. Doszliśmy do samego końca szlaku, czyli skarpy z której wypływają stróżki wody tworzące pierwsze jeziorko, do miejsca z którego bije źródło. Czy to nie cudowne? Jaka przyroda jest mądra, że potrafi tworzyć źródełka, z tych zaś powstają jeziora, na nich maleńkie wyspy, czasami z kępami rozwichrzonych traw, a czasami z olchami w tych trawiastych kępach. Do tego dodam jeszcze kormorana siedzącego na gałęzi brzozy tuż przy lustrze wody, dzięcioły uwijające się jak w ukropie, tłukące dziobami w pnie drzew i – uwaga – czaplę białą, która wzbiła się w powietrze i zatoczyła koło nad jeziorkami i naszymi zadartymi w zachwycie głowami.

Serdecznie polecam wyprawę do tego malutkiego, leśnego uroczyska, gdyż wkrótce przetnie je droga szybkiego ruchu, czyli wyczekiwana przez kierowców S 10. W obronie źródlisk wystąpili leśnicy i ekolodzy, ale niewiele wskórali. Może trochę ustępstw. Trasa ma być poprowadzona ze szczególną troską o środowisko przyrodnicze, ponad źródliskami, ale… Jakoś nie wyobrażam sobie czapli białej majestatycznie unoszącej się nad rozpędzonymi autami na krajowej S10...


Być może jest jakieś światło, którego nie dostrzegam, bo go na pierwszy rzut oka nie widać, jak w książce, którą ostatnio przeczytałam i chciałam polecić.

Książka nosi tytuł „Światło, którego nie widać”, a jej autorem jest amerykański pisarz Anthony Doerr. Za tę powieść w 2015 r. otrzymał Nagrodę Pulitzera. Tematyka może nie jest lekka, łatwa i przyjemna, bo dotyczy drugiej wojny światowej, ale książka jest tak napisana, że nie można się od niej oderwać i mimo wszystko niesie w sobie nadzieję. Opowiada losy niewidomej francuskiej dziewczynki, córki ślusarza zatrudnionego w Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu i niemieckiego chłopca, wychowanego w domu dziecka, który przed wybuchem drugiej wojny światowej trafił do nazistowskiej szkoły. Przez lata starano się wychować go zgodnie z wartościami głoszonymi przez Hitlerjugend, uczyć nienawiści do przedstawicieli wszystkich ras poza aryjską i gotowości poświęcenia wszystkiego, co ważne, z własnym życiem włącznie, za hitlerowską Rzeszę. I choć w czasie nauki zmuszony był niejednokrotnie postępować bezdusznie, zwłaszcza w stosunku do słabszych, wrażliwszych i mniej podatnych na indoktrynację kolegów, gdzieś na dnie chłopięcego serca zachował czułość i wrażliwość, a pod okrągłymi frazami wychwalającymi nazistowskie „wartości” dostrzegł pęknięcie, obnażające kruchość systemu państwa i władzy budowanych na nienawiści, przemocy i pogardzie dla słabszych. Książka opisuje okrucieństwa i absurdy wojny, pokazuje tragiczne losy bohaterów uwikłanych w jej realia, ale także niesie nadzieję i przekonanie, że nawet w największym mroku, może pojawić się maleńka iskierka nadziei. Gorąco polecam! A teraz fragmencik, o tym, jak Werner z siostrą słuchają naprawionego przez chłopca starego, na pozór bezużytecznego radia.

„Werner i Jutta łapią audycje Francuza. (…) Werner najbardziej lubi opowieść o świetle: zaćmieniach, zegarach słonecznych, zorzach polarnych i długości fal. „Jak nazywamy światło widzialne? Nazywamy je kolorem. Ale spektrum fal elektromagnetycznych rozciąga się od zera do nieskończoności, a zatem dzieci, z matematycznego punktu widzenia, całe światło jest niewidzialne”.

Werner lubi siedzieć w pokoiku na poddaszu i wyobrażać sobie fale elektromagnetyczne niczym kilometrowe struny harfy, gdy wyginają się i wibrują nad Zollverein. Werner ma wrażenie, że znalazł się w innym świecie, sekretnej krainie, gdzie możliwe są wielkie odkrycia, gdzie sierota z osady górniczej może rozwiązać jedną z wielkich zagadek fizyki.”

Druga lektura, która wyjątkowo mnie zaintrygowała, to „Biała elegia” koreańskiej pisarki Han Kang. To bardzo intymna, refleksyjna i poetycka opowieść o stracie i próbie oswojenia związanego z nią smutku. Kilkadziesiąt mini opowiadań, literackich perełek, impresji na temat kruchości życia i bieli (biała kartka, białe płatki śniegu, białe motyle), która w tej opowieści jest kolorem nie tylko niewinności, ale także żałoby. Bieli, która zachwyca, koi ból, chwyta za gardło…

„Tylko nie umieraj, błagam!” – to zdanie stanowi klucz opowieści. Słowa matki do maleńkiego dziecka, które nie były w stanie odwrócić przeznaczenia. Po stracie tkwią w niej jak cierń, przez całe życie i nie milkną nawet wówczas, gdy rodzi kolejną córkę. Brzmią także w świadomości drugiego dziecka, urodzonego jak gdyby w zastępstwie, żyjącego jakby w zamian, z tym bezsilnym błaganiem matki wyrytym jak matryca na dnie serca. Jak oswoić tę podwójną żałobę? Jak mierzyć się ze świadomością, że gdyby nie śmierć starszej siostry, dla młodszej nie byłoby już miejsca?

Uwielbiam takie książki. Trochę niedopowiedziane, za to obfitujące w refleksje, wspomnienia, pełne uważności, przepięknie utkanych obrazów, opowieści, których finał odwraca perspektywę, porusza do głębi, nieomal poraża i otwiera przed czytelnikiem zupełnie nową przestrzeń. Książki zaskakujące, czułe i mądre. Fragmencik dla ciekawskich:

„Tchnienie.

Na zewnątrz jest coraz mroźniej, aż pewnego ranka po raz pierwszy z ust wydobywa się biały obłoczek pary, nasz dowód na istnienie. Dowód świadczący o tym, że nasze ciała są wciąż ciepłe. Zimne powietrze zalewa ciemne płuca, nagrzewa się i staje białym tchnieniem. Nasze życie w cudowny sposób przybiera ulotną, lecz wyraźną formę, po czym rozpływa się w powietrzu.”

Biała czapla unosząca się nad źródliskami pięknie wpisuje mi się nie tylko w leśny pejzaż, ale także w klimat drugiej, opisanej przeze mnie książki.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dyskusyjny Klub Książki w Bibliotece UKW - 3. „Wrony” Petry Dvorakowej

„(…) Wrona nie czuje strachu. Wrona nie czuje radości (…) Za szybą dziewczynie na białej poduszce płoną policzki (…) ”.

Prześwity - 3. "Poetka"

Poetka Na jej twarzy rozchodził się wyraz ciągłego zaskoczenia, nieistniejącego otwarcia, niczym oczy jarzące się w zachwycie, niemogące objąć zachodzącej na niej rzeczywistości. Mimo wszystko miała mocno ściągnięte usta, które lekko falowały u nasady wgryzając się w wyraz gorzkiego posmaku. Mimo wszystko szła dalej, zlepiona zupełnie ze swoimi myślami, z których nie mogła się wykraść, wydobyć na kruchość ciszy. Wszystko w zakłopotaniu ścigało siebie, z jednej strony w drugą, wciąż idąc naprzeciw siebie. Myślała ulicą, która rozchodziła się wiernie w formacjach konturów, linii, krzywizn oraz pod postacią znanych jej już figur. Spieszyła się, jej ciężki chód, odbijający się od powierzchni kozaków, głośno rozbijał się, tworząc rozbudzone minigrzmoty, które odbijały się echem w matowym, zimnym powietrzu.

Z półki leśnej Bibliotekarki - 25. „Ja, Tamara” i „Tamara, siostra wulkanu” oraz „Jak we śnie…”

  Grzegorz Musiał: „Ja, Tamara” i „Tamara, siostra wulkanu” oraz Grzegorz Kalinowski: „Jak we śnie…” Ależ cudnie zrobiło się na świecie!