Most
Nie mógł się zatrzymać, nie był w stanie, ponieważ po drugiej stronie czekało go wyłącznie wytchnienie, przywleczone nagłym zakończeniem. Trwał jeszcze od samego początku, którego nie można było określić, bowiem brzeg nigdy nie był ten sam, jeden z dwojga, zawsze na przeciw drugiego, nigdy na swoim miejscu.
Zaczynał
się rozciągnięty, wśród przytulonych do siebie cegieł, jedna obok drugiej,
cementujące się wspólnie, jak całość, jak jedno drgnienie, zmierzające w tym
samym kierunku, na drugi brzeg, którego nie można nigdy złapać, uchwycić
porządnie, gdy rozpoczynał się raz jeszcze, w przeciwnym kierunku.
Nieskończenie
wędrował, z jednego miejsca na drugie, rozchodząc się, nie zatrzymując, nie
mogąc nigdy przekroczyć tego co nieprzekraczalne, niczym jeleń w przelocie,
który jeszcze nie wylądował, jeszcze w zatrzymaniu, gdzie dumnie prostuje
głowę, rozjaśniając, w przepływie rozciągniętej czerwieni uchodzącego południa,
gęste rozgałęzienie poroża. A na jego miękkim grzbiecie, o ostrej szczecinie
włosów, rozchodzi się widmowy zapach ciepłej sierści - wspomnienie lasu.
Przechodząc
tam, nie można już dotrzeć, nie można odnaleźć miejsca, które miało swój
początek, bo wszystkie zakończenia rozmyły się, wsiąkły w skórę, gorącą wciąż od
biegu. Przechodząc wciąż, jakby w dotyku, bosymi stopami po rozżarzonej ziemi,
wśród gęstej i wysokiej trawy, przylegających do siebie pojedynczych,
przykrótkich nici, zatrzymanych w samej chwili ruchu. W stronę głowy,
jaśniejących w oddali drzew, białawych koron, rosnących obficie na wysuwającym
się wzniesieniu, w którym kark wspina się w kierunku głowy. Iść tam, nie mogąc
znaleźć drogi, która przecież wyraźnie wytyczona jest przez szczyt głowy, który
nieustannie umyka, zmienia kierunek, raz po lewej stronie, a zaraz po prawej,
nie mogąc nigdy ustalić swojego końca.
Jednak
on nie jest zwierzęciem, jest umykającym przedmiotem, któremu zdaje się, że
stoi w miejscu. Nie wie nawet, że pod jego odsłoniętym brzuchem, przebiega
znacznie trwalsza rzecz, znacznie silniejszy poryw, którego pobudzenie, mogłoby
go zmiażdżyć. Nie jest w stanie tego dotknąć, ale to coś, od samego początku,
kryło się w nim, spajając wszystkie końce w odpowiednim momencie.
Komentarze
Prześlij komentarz